SOL DE JANEIRO COCO CABANA CREAM
Witajcie Kochani!
Witam Was w pierwszym poście w 2020 roku :)
Przyznaję, że grudzień mocno dał mi się we znaki - przeprowadzkowo-świąteczny szał wymęczył mnie totalnie, wię na blogu niemal mnie nie było, na Instagramie zresztą też bardzo sporadycznie. Ale piszę do Was już nowego domku, teraz powinno być już tylko lepiej. Większa przestrzeń życiowa dodaje energii.
Nowy rok zaczynam kilkoma słowami o kremie do ciała marki SOL DE JANEIRO - COCO CABANA. Kupując go miałam ogromną ochotę na bardziej popularną wersję - BRAZILIAN BUM BUM, niestety był niedostępny. Padło na COCO CABANA. Zamówiłam sobie na spróbowanie format podróżny 75 ml.
Kremy do ciała mają urocze plastikowe słoiczki z wysokimi nakrętkami. Wersja 75 ml tak fajnie mieści się w dłoni. Wyglądają bardzo ładnie i są wygodne - krem dobrze wydobywa się ze środka, słoik nie ma w środku żadnych zakamarków.
Sam krem bardzo polubiłam, choć nie powiem żeby był moim ideałem. Fajnie rozprowadza się po ciele, odczuwalnie ja nawilża i tworzy delikatną nietłustą warstwę. Gdy pierwszy raz go użyłam, byłam pewna, że zawiera w sobie silikon Dimethicone, ta warstwa była właśnie taka jak ten składnik pozostawia. Nie znam się dobrze na składnikach i nie wiem czy nie zawiera innych silikonów, ale w składzie nie widzę tego wyżej wspomnianego.
Skóra długo jest po nim miękka i przyjemna w dotyku.
Krem bardzo mocno pachnie - przyjemnie, ale nie jest to niestety zapach kokosa, którego się spodziewałam. Zapach jest bardziej waniliowo-budyniowy i musiałam mieć na niego dzień żeby go użyć. A na ciele pachnie bardzo sługo, spokojnie wyczuwałam go przez większość dnia gdy użyłam go rano, gdy wieczorem - pidżama również długo pachniała.
Mimo wszystko zużyłam go z przyjemnością. I choć bardziej zakochana jestem w kremach do ciała RITUALS..., to na pewno kiedyś się skuszę na wersję żółtą, czyli BRAZILIAN BUM BUM. Do COCO CABANA chyba wracać już nie będę.
Wypróbować warto, ale nie żeby był mi niezbędny. Natomiast krem, w którym się zakochałam to RITUALS... Ritual of SAKURA, link do recenzji poniżej:
A dzięki mojej kochanej Eve poznałam jeszcze kosmetyki z serii Ritual of AYURVEDA, co jeszcze bardziej pogłębiło moją miłość do marki.
Witam Was w pierwszym poście w 2020 roku :)
Przyznaję, że grudzień mocno dał mi się we znaki - przeprowadzkowo-świąteczny szał wymęczył mnie totalnie, wię na blogu niemal mnie nie było, na Instagramie zresztą też bardzo sporadycznie. Ale piszę do Was już nowego domku, teraz powinno być już tylko lepiej. Większa przestrzeń życiowa dodaje energii.
Nowy rok zaczynam kilkoma słowami o kremie do ciała marki SOL DE JANEIRO - COCO CABANA. Kupując go miałam ogromną ochotę na bardziej popularną wersję - BRAZILIAN BUM BUM, niestety był niedostępny. Padło na COCO CABANA. Zamówiłam sobie na spróbowanie format podróżny 75 ml.
Kremy do ciała mają urocze plastikowe słoiczki z wysokimi nakrętkami. Wersja 75 ml tak fajnie mieści się w dłoni. Wyglądają bardzo ładnie i są wygodne - krem dobrze wydobywa się ze środka, słoik nie ma w środku żadnych zakamarków.
Sam krem bardzo polubiłam, choć nie powiem żeby był moim ideałem. Fajnie rozprowadza się po ciele, odczuwalnie ja nawilża i tworzy delikatną nietłustą warstwę. Gdy pierwszy raz go użyłam, byłam pewna, że zawiera w sobie silikon Dimethicone, ta warstwa była właśnie taka jak ten składnik pozostawia. Nie znam się dobrze na składnikach i nie wiem czy nie zawiera innych silikonów, ale w składzie nie widzę tego wyżej wspomnianego.
Skóra długo jest po nim miękka i przyjemna w dotyku.
Krem bardzo mocno pachnie - przyjemnie, ale nie jest to niestety zapach kokosa, którego się spodziewałam. Zapach jest bardziej waniliowo-budyniowy i musiałam mieć na niego dzień żeby go użyć. A na ciele pachnie bardzo sługo, spokojnie wyczuwałam go przez większość dnia gdy użyłam go rano, gdy wieczorem - pidżama również długo pachniała.
Mimo wszystko zużyłam go z przyjemnością. I choć bardziej zakochana jestem w kremach do ciała RITUALS..., to na pewno kiedyś się skuszę na wersję żółtą, czyli BRAZILIAN BUM BUM. Do COCO CABANA chyba wracać już nie będę.
Wypróbować warto, ale nie żeby był mi niezbędny. Natomiast krem, w którym się zakochałam to RITUALS... Ritual of SAKURA, link do recenzji poniżej:
A dzięki mojej kochanej Eve poznałam jeszcze kosmetyki z serii Ritual of AYURVEDA, co jeszcze bardziej pogłębiło moją miłość do marki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz